„Bellini jakby tknięty różdżką czarodziejską (…) nagle stał się bliski memu sercu. W dwa tygodnie potem przeczytałem w gazecie, że Italia straciła jednego z najsławniejszych swych synów.
Dziwna rzecz! W tym samym czasie (1835 rok – przyp. mój) oznajmiono też o śmierci Paganiniego. O tym zgonie nie wątpiłem ani przez chwilę, bo stary, wyblakły Paganini (53 lata – przyp. mój) wyglądał zawsze jak konający; lecz śmierć młodego, różowego Belliniego (34 lata – przyp. mój) wydawała mi się nieprawdopodobna. A jednak śmierć pierwszego była tylko omyłką dziennikarską. Paganini bawi czerstwy i zdrów w Genui, a Bellini leży w grobie w Paryżu.” [1]
Nie ma dnia, żeby nie spadł zielony liść.
Nie ma wolnej od tęsknoty chwili.
Ledwie się oko na twój widok rozchyli
a już powieka zatrzaskuje wieko.
Spoglądam na młodzieńczą twarz. Śmiertelne żyłki tężą
zbyt prędko.
Opierzony słowik łamie skrzydło z nagła
w różowym gardle belcanto uwięzło.
Czy mógłby jeszcze wzlecieć na strunie G
tkniętej smyczkiem niedokończonej jesieni?
I dokąd, skoro niebo zajęte jest boskimi?
W pobliżu wszystkich Pere-Lachaise, o które się otarli
w geście pożegnalnym, stąpają niewinni
czarodzieje z siwymi włosami
a w portyku panteonu cherubini zastygli.
________________________
Napisał: Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: Vincenzo Bellini wg Encyklopedii PWN, Nicolo Paganini wg Johanna Petera Lysera
Warszawa, 18 stycznia 2021
[1] Henryk Heine, Noce florenckie, w: Dzieła wybrane tom II, s. 488-489, Państwowy Instytut Wydawniczy 1956, Warszawa Wydanie pierwsze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz