14 lip 2014

Aldona na Mount Evereście

Aldonie Borowicz,
w podziękowaniu za Cienie na rozwietrze(1)



Byłaś, widziałem z lotu ptaka(2),
i teraz w powidoku, tak w y s o k o!

Kobieta, sorry, że tak mówię, tworzy
przez rozbieranie, zadziwiające! do żywego,
do tkanki, z której już nie można zdjąć więcej.

Nie wynika z mężczyzny ani z kobiety
zamysł, aby głód wyrazić. Człowieczy.
Nie trwałaś w jedwabiu, który-by szeleścił,
skoro kamień(3) tłukłaś,
ani z gębą obitą, tam gdzie kelnerka(4)
podchodzi z kieliszkiem likieru.

Dziewięciopalczasty krzyż jak klejnot(5)
życie twoje i raju nie wołaj, żeby przeżyć w ciszy(6),
tam zastój taki. Tu są słowa,
te wolę i kopniaki.

Bądź pozdrowiona,
w Alpach poetów.

_________________________

1) Aldona Borowicz, Cienie na rozwietrze, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2014
2) tamże: Powidoki z lotu ptaka, s. 62
3) tamże: W cieniu dekalogu, s 67-68
4) tamże: ***, s. 58
5) Cyprian Norwid, Pisma wybrane. Listy, s. 158, z listu do Józefa Bohdana Zaleskiego z 6 stycznia 1851, PIW, Warszawa 1983
6) A. Borowicz, Cienie na rozwietrze, Nie pytaj o jutro, s. 60


Ilustracja: Civita di Bagnoregio
Iwy, 14 lipca 2014

9 lip 2014

Zbiór

„(…)świetny matematyk musi rozumować
w sposób ścisły i dokładny, ale te same cechy
[charakteryzują] wielkiego poetę.” ¹



Munro m u s i znać kanadyjski las,
niepoliczalny. Naznaczone pnie.
Ciężar siekiery w zziębniętej dłoni,
który w pokorę gnie. Przestępczą zgraję,
co dopina swego za plecami ². Narasta

zwojami nawet w przestrzeni zajętej przez kobiety.
One jak porosty wychylone z tundry
wabią. Niezliczonych gwiazd szeregi.
Księżyce uparte. Słońca niepodważalne
w ich męskiej istocie. Sofja³ w rozkwicie.

Zbieram borówki
w pozaziemskim kraterze. Jeden, jeden,
dwie.

_________________________
¹ Alce Munro, Zbyt wiele szczęścia, s. 365, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013
² tamże, s.330 (Las)
³ Sofja Kowalewska, matematyczka, pisarka 1850-1891

Ilustracja: Borówki
Iwy, 9 lipca 2014

3 lip 2014

Niedaleko, pod schodami


Poezja mieszka
u pludrów koczkodana,
na szczęce zgryźliwca,
w szpetnych, wąskich, zgiętych
i doczesnych.

Linia wiersza
r o z e ź l o n a rozchwiewa się, ścienia,
i ślepnie. Uzewnętrzniona
lecz nie do odczytania.

Kto, gdzie, kiedy ją począł,
odrywał słowa, sklepiał, deptał. Mył.
Dlaczego po brzegach
tak zmiękła.

Duchem ów szkielet wywleczony
z ciała, macicy pełnej.
Nogi odkażam w strumieniu światła,
nad źródłem krążę
pół-wielki pół-ubogi.

Porównuję śmierć
-------------- co dzwoni
-------------- urodzonym
ze słowem urosłym
-------------- z milczenia.


_________________________
Ilustracja: Albrecht Dürer - Study of hands and arms
Warszawa-Iwy, 1-3 lipca 2014