22 kwi 2014
Chłopcy pobili Meksykanów
Białymi pięściami, nieopodal plaży
z widokiem na bezmiar, bezkres, bezradność.
Ugięcie śniadych twarzy, namacalne wyrazy.
Razy, razy. Kostne tkanki w miękkich tkankach.
Czule. Śmielej. Czulej, skóra przy skórze.
Na dziewczętach wiatr oplatał sukienki.
Wzloty i wdzięki . Majaczy sen piękny. Udręki.
Męki, męki. Umysł wciśnięty w zapach różany.
Wędruje dłoń a nie dotyka. Próżnia somnambulika
łyka, łyka kicz. Ani kropli, ani nitki, nic.
Ulice zabijają pieszych, coraz mniej
przeciskających się ciał. Więcej blach, lakieru,
opon podnoszących asfalt do oczu. Cienie lgną
do powiek, do uszu kurz. A w chmurze wyznania,
westchnienia gęsto literowane na ekranach.
Oddajcie mi człowieka. Z tatuażem,
z krostą, nieogoloną gębą. Z ciężką piersią
podźwiganą ręką. Ściśniętą jak miąższ ust,
żebym zobaczył wypływ krwi. Strużkę żywego
oderwaną. Na język ofiarowaną o świcie.
_________________________
Ilustracja: Dziewczyna_z_dzbanem_Apoloniusz_Kędzierski
Iwy, 22 kwietnia 2014
21 maj 2013
poszukiwana
karcz
wydobyłem
szczątek dawnej świetności
i świadectwo klęski
[zwykle piękna idea umiera po kwitnieniu]
zmęczone ręce kładę na zmęczone oczy
którędy iść do błękitnej wody
na karczowisku
w nieodgadnioną istotę wskoczyć
dokąd tędy
dotrę
do ogrodu
a w ogrodzie ona siedzi
rozchyla kolana
świeży kwiat lotosu
uśmiech losu a może tylko rozsada
mojego przeznaczenia
szczerzy się trochę skromna
trochę wyuzdana czeka na pana
wszystko odłożone
do spiżarni wchodzę po kamiennych schodkach
na pamięć wybieram syrop słodki i gorzki męt
nic już się tak samo na powrót nie ułoży
już nic podobnie nie splami
a jednak mam z czego tworzyć
choćby sen z poruszonej jawy
_________________________
Napisał Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: Kwiat_kasztanu_w_ogrodzie_autora_foto_własne
Iwy, 1 maja 2013
14 mar 2013
wpatrzeni w najdalszy zmierzch
„(...)żebym mógł tam z nią zostać całą wieczność,
która nie byłaby zbyt długa dla nas obojga.” ¹

zatrzymaliśmy oddech
żeby nie spłoszyć czapli
nie pogubić ciepła
od splecionych dłoni
nie łzawić pod ciężarem czerwonego słońca
gdy nieme wpadało do nocnej otchłani
nie rozmazać impresji
by karmić się najczystszymi barwami
nie zachłysnąć nadmiarem fioletu
które nietoperze plamią
nie ścierpnąć w niedoczekaniu
przyszłości
kiedy łączy nas jeden zmysłowy obraz
czas przestaje istnieć
trwamy pod jedną postacią
nierozróżnialną i bez odległości
__________________
¹ Marcel Proust, Sodoma i Gomora, s. 159, Prószyński i S-ka SA, Warszawa 2004
Napisał Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: C_Monet_Zachod_słońca
Warszawa, 12 marca 2013
która nie byłaby zbyt długa dla nas obojga.” ¹

zatrzymaliśmy oddech
żeby nie spłoszyć czapli
nie pogubić ciepła
od splecionych dłoni
nie łzawić pod ciężarem czerwonego słońca
gdy nieme wpadało do nocnej otchłani
nie rozmazać impresji
by karmić się najczystszymi barwami
nie zachłysnąć nadmiarem fioletu
które nietoperze plamią
nie ścierpnąć w niedoczekaniu
przyszłości
kiedy łączy nas jeden zmysłowy obraz
czas przestaje istnieć
trwamy pod jedną postacią
nierozróżnialną i bez odległości
__________________
¹ Marcel Proust, Sodoma i Gomora, s. 159, Prószyński i S-ka SA, Warszawa 2004
Napisał Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: C_Monet_Zachod_słońca
Warszawa, 12 marca 2013
22 sty 2013
sekcja kontra błahy makijaż
„Skądże Matejce model na otwarte gęby?” ¹
ciało
opatrzone wzrokiem
ciepły przedmiot wykrywalny w podczerwieni
kładąc t o w miękki nadfiolet - zacznie drżeć
prześliznąć liznąć ugiąć
zdmuchnąć maskujący tusz
kurz nieustannie opada na plecy
zakrywając chłonne węzły pułapki źrenic luft
którym oddycha obiekt
widzieć: akt intelektualny.
Pozór fizyczny osoby²
bałwan pojęciowy
z obrazu można wyciąć różowe lico niebieskie powieki
obrysować scyzorykiem miękisz ust
zaczekać na pierwszą krew
tymczasem chcę wgłębić miecz
rozewrzeć wszystkie prawdy utulone zakrzepłe zaschłe
podążyć neurotycznym szlakiem
[pootwierane futerały pochwy śluzy czarne skrzynki
tymczasowych śmierci wycinki w przeciągu piękne]
rozlepić dłońmi bardzo dokładnie
i sprawiedliwie oddzielić krańce
od niepowszedniości
________________________
¹ [NA „KAZANIE SKARGI” JANA MATEJKI] Cyprian Norwid poezja i dobroć wybór z utworów, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1981, s. 365
² Marcel Proust, W stronę Swanna, Prószyński i S-ka SA, Warszawa 2004
Napisał Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: Woman-Ironing-Pablo-Picasso
Warszawa, 22 stycznia 2013
9 sty 2013
tańczyła na palcach
najpierw lekka - ze snu
odwinięta unoszącym powietrzem
róża rozchylając się całuje muśnięciami woni -
wionęła i ona – ruszył tramwaj¹ z Blanche
niepowstrzymane preludium życia
pas de deux fouetté i piruety – zawrót głowy
podniebny wyskok – szyja dla najdłuższych palców
jeszcze niedoświadczona
płonie płonie niebieskim ogniem
niespełniona księżniczka – komu odwagi wystarczy tknąć
...........................................................................................
szarpnie wiatr zmarszczoną firankę – tyle lat na widoku
przekwitły brzoskwinie – widzenia widzenia
pas de bourrée drobiąc w bok szara myszka tańczy
pieśń nieskończoną – blues o zmroku
skrobie pięty – niepojęta jest
łza w oku
____________________________________
¹ Tramwaj zwany pożądaniem – sztuka autorstwa Tennessee Williamsa z 1947 roku
Napisał Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: Henri_Matisse._Blue_Nude_IV_1952
Warszawa, 5 stycznia 2013
10 gru 2012
oliwki
po dłoniach wpełzają do ust
zielone i fioletowe
moje słodycze
wieczne
skąd możecie wiedzieć że tak długo tęsknię
przedzieram się przez skręcone zwoje
na wapiennej opoce pnę się
ku słońcu
Kochanowski miał wybór – siedząc w kąpieli lipowej
zamyślił południe ostawić
a ja z tym południem dostoję - dojrzeję
w świetlistej podróży z oliwnej Toskanii do siebie
doniesie się zapach złocistej kropli aż do wysoczyzny polskiej
odczuwam - łatwiej wodzić palcem poza marginesem
gdy mnie zamęt wypełnia
po brzegi
nie odpuszczam sobie
oliwkę po oliwce dodaję na reumatycznej porębie
w czytelni na Koszykowej u Brahmsa na koncercie
wchodząc między ciechocińskie tężnie – słony wiatr
smakuję miąższ zębem - niebo w gębie
Chianti diablo czerwone – symfonia heroiczna we krwi
piszę bo słyszę poematy gdy wypręża się konar
w chwili nasycenia
___________________________
Napisał Grzegorz Trochimczuk
Ilustracja: Van_Gogh_The_Olive_Trees
Warszawa, 30 listopada 2012
16 sty 2012
wiatr cichnie przed wieczorem

„Zostanie nam może
jakieś drzewo na stoku, byśmy je co dzień
oglądali na nowo"
cytat z „Pierwszej elegii” Rainera Marii Rilkego*
wtedy nikt nie sprawia kłopotu nie pyta o sens istnienia
sam siebie nie pytam patrząc na drzewo
zachwycam się rosnącym cieniem
i barwą wysyconą ze światła
ja żywy
odzyskuję realność mnożąc czas urojony przez siebie
zgaduję jak za wzgórzem równina opada
bezbrzeżna na powierzchni skończonego wszechświata
albo rozbiega jakby skryć się mogła tylko w oddalaniu
gdybym jak fala zdołał biec po strunach
nieugiętych pod moim ciężarem
szukać gdzie
natrafię na drugie stworzenie
dlaczego wymagam od siebie szukania
kiedy się słońce zmęczone nad horyzontem słania
i całość drga pod pomarańczową kurtyną jakby teatr grał
zachwyciłem się zatrzymany w nieoznaczonym punkcie
odbieram drobiny energii by narastał nieład gdzieś w odległym niebie
a w moją osobliwość zapadła świadomość
odmienna od każdej innej świadomości i samotna
jak krzyż na ramionach
wynika ze mnie sens
ponieważ miałem początek a dopiero za wzgórzem mój czas zniknie
dopóki jeszcze mam nadzieję na wejście w jutro
zamierzam żywą gałąź zobaczyć na nowo
___________________________________________________
* „Poezje” Rainera Marii Rilkego w tłumaczeniu Mieczysława Jastruna, Wydawnictwo Literackie Kraków, 1974
Napisał Grzegorz Trochimczuk Foto Monika Trochimczuk
Subskrybuj:
Posty (Atom)